7 grudnia 2013

Chapter 7: Hesitance

"Gdy zaufania brak, duszę przeżera rdza. Gdzieś muszą być granice. Czas i tak każdemu dołoży, pamiętaj o tym. "-William Wharton  


Justin's POV:
Wszystko było jak piękny sen. Te pocałunki, pieszczoty, świadomość posiadania najpiękniejszej kobiety na świecie. Wszystko. Jednak to było zbyt piękne, aby było prawdziwe. Wspaniały sen przerodził się w koszmar. Cały czar prysł jak bańka mydlana, gdy spojrzałem na przerażoną twarz blondynki. Oddech dziewczyny był nierówny oraz chaotyczny, łapczywie próbowała zaczerpnąć powietrza. Naprawdę zacząłem się niepokoić. Twarz niebieskookiej piękności nie wyrażała żadnych emocji, jednak jej oczy mówiły za siebie. Błękitne tęczówki dziewczyny wyrażały ból oraz rozpacz.
-Skarbie wszystko w porządku?-mruknąłem cicho, niepokojąc się stanem dziewczyny. Jasnowłosa wpatrywała się w oddal, ignorując moje słowa. Była zupełnie nieobecna. Blondynka stała jak zahipnotyzowana patrząc się w jeden punkt.
-Shawty?Kochanie słyszysz mnie?-zapytałem ponownie delikatnie łapiąc jej dłoń, którą dziewczyna rozpaczliwie ścisnęła, jakby od tego zależało jej życie. Bez zbędnych słów mocno przyciągnąłem ją do siebie oraz zamknąłem w niedźwiedzim uścisku. Uspokajająco gładziłem skórę jej pleców i szeptałem czułe słowa do ucha, chcąc by poczuła się choćby trochę lepiej. Lilly zaczęła szlochać w moje ramię, nigdy przedtem nie widziałem jej w tak złym stanie.
-J-J-Justin-szepnęła przerażona jąkając się oraz bardziej wtulając w mój tors-Prosiłam tylko o spędzenie jednego przyjemnego dnia, czy to,aż takie trudne?-dodała zrozpaczona, na co ja mocniej ją przytuliłem. Chciałem, aby wiedziała, że ma mnie i ja zawsze będę przy niej.
-Shh skarbie-szepnąłem z troską. Delikatnie złapałem za jej uda i podniosłem do góry. Dziewczyna owinęła swoje nogi w okół mojego pasa, chowając twarz w zgięciu mojej szyi. Powoli udałem się do wnętrza mieszkania. Przeszedłem przez salon, kuchnię, aż wreszcie dotarłem do sypialni. Ostrożnie położyłem ją na łóżku, a zaraz potem dołączyłem do niebieskookiej, mocno dociskając jej drobne ciało do siebie. Tak bardzo pragnąłem, aby ona była moja, tylko i na zawsze moja. Pragnąłem czuć jej miękkie usta każdego ranka, czuć jej bliskość oraz ciepło promieniujące od jej ciała. Każdego dnia chciałem słyszeć jej słodki głos, uroczy chichot oraz widzieć piękne błękitne oczy blondynki. Przerwałem swoje myśli i zerknąłem na spokojną twarz Lilly. Dziewczyna spała, a jej klatka piersiowa unosiła się powoli w górę i w dół. Z jej oczu wciąż wyciekały pojedyńcze krople słonej cieczy, które ocierałem swoim kciukiem. Zrobię wszystko, aby czuła się przy mnie bezpieczna. Wszystko. Złapałem jeden kosmyk jej jasnych włosów i zacząłem okręcać go na swoim palcu. Z jej malinowych ust wydobywały się spokojne ciche oddechy. Studiowałem wzrokiem jej piękne ciało dociśnięte do mojego kiedy moje oczy natrafiły na jej żyły. Zamarłem. Mój wzrok natrafił na ślady po igłach, które wyglądały na dawne, a nawet kilkuletnie. Do głowy przyszła mi tylko jedna myśl "Ona jest narkomanką". Nerwowo przełknąłem ślinę. Nie, nie to nie może być prawda. Ona nie może być narkomanką. Jest zbyt delikatna, zbyt krucha oraz niewinna, by ćpać. Delikatnie przejechałem palcem po jej sinej żyle i odruchowo skrzywiłem się. Musi być na to jakieś logiczne wytłumaczenie. Ona nie była, nie jest i nigdy nie będzie ćpunką.Po mojej głowie krążyło miliony pytań,na które zupełnie nie znałem odpowiedzi.Pocałowałem czubek głowy Lilly,a zaraz sam odpłynąłem do krainy Morfeusza.

Lilly's POV:

Nieszczęścia oraz cierpienia, które katowały moją duszę nie były lekkie.Nie miałam,ani chwili wytchnienia,by móc odpocząć od tej pierdolonej rzeczywistości.Po telefonie Nicka dopiero dostrzegłam jak słaba jestem.Zawsze byłam mu uległa i spełniałam jego zachcianki.Moje życie to jedno wielkie pasmo nieszczęść niąsących na sobą kolejne dawki bólu oraz udręk.Przy Justinie po prostu czuję się jak księżniczka,jakbym była dla niego najważniejsza,choć wiem,że tak nie jest. Szatyn sprawia bym poczuła się lepiej z litości,tylko dlatego,że mi współczuje.Całowaliśmy się tyle razy,ale jestem przekonana,iż te pocałunki nic dla niego nie znaczyły.Jestem tylko kolejną dziewczyną,jego kumpelką,przyjaciółką.Leżałam spokojnie wtulona w ramiona Justin,aż wkrótce moje powieki stały się zbyt ciężkie i opadły.Byłam wykończona.Żyję w ciągłym biegu,próbując pokonać przeszkody, utrudniające mi drogę do szczęścia.Spałam cicho oddychając,gdy nagle usłyszałam hałas.Natychmiast poderwałam sie do góry,rozglądając dookoła.Z dołu dobiegały przekleństwa oraz krzyki.Nerwowo przełknęłam ślinę.Spojrzałam w lewo i dostrzegłam słodko śpiącego Justina,miał naprawdę mocny sen.Byłam przerażona.Nie wiedziałam co,ani przynajmniej kto zakłóca nam sen.Powoli zwlekłam się z łóżka,stawiając swoje stopy na miękkim dywanie,którego włókna łaskotały moje nogi.Zarzuciłam na siebie szlafrok, ostrożnie oraz cicho zaczęłam iść w stronę dobiegających hałasów.Moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa,strach za bardzo przejął nade mną kontrolę.Zeszłam na palcach po schodach i lekko wychyliłam głowę zza ściany.Zastygłam w miejscu,nie mogąc się poruszyć.Przed moimi oczami widniał obraz wysokiego,dobrze zbudowanego mężczyzny w kominiarce.Już chciałam wydać z siebie pisk przerażenia,kiedy zatkałam sobie usta i jak najszybciej wbiegłam po schodach.Ta scena wydawała się horrorem,strasznym koszmarem,z którego nie można sie wybudzić.Wpadłam do sypialni Justina,trzaskając za sobą drzwiami,a następnie osuwając się po nich.Podkulając nogi pod brodę,oddychałam ciężko oraz nierówno.Ciało trzęsło się,a umysł nie działał prawidłowo.Szok oraz przerażenie zawładnęło moim ciałem.Nagle do moich uszu dobiegł cichy głos szatyna.
-Skarbie?To ty?-mruknął zaspany,cicho ziewając.Obudziłam go.Siedziałam skulona,opierając się o drzwi.Nie odezwałam się ani słowem,po prostu milczałam jak grób.Justin powoli zeszedł z łóżka,idąc w moim kierunku.Klęknął przede mną,ujmowszy moją twarz w dłonie.
-Lilly co się dzieje?-szepnął w moje usta.W jego głosie była wyczuwalna troska oraz zmartwienie.
-T-t-t-am na dole ktoś jest-zebrałam się na pisk i rzuciłam w ramiona Justina,mocno do niego przylegając.Potrzebowałam jego ciepła,jego obecności.Czułam jak ciało szatyna spięło się,a jego serce zaczęło szybciej bić.Ukrywał swoje uczucia wewnątrz nie chcąc wypuścić ich na światło dzienne.
-Skarbie pójdę do sprawdzić-mruknął nerwowo lekko mnie od siebie odsuwając.Pozwoliłam na to,ostrożnie odsunęłam sie od niego.Szatyn zeszedł na dół,lecz zaraz po chwili wrócił.
-Kochanie dlaczego żartowałaś,ja naprawdę się przestraszyłem-mruknąłem lekko zdenerowany.Rozszerzyłam oczy w szoku.
-C-c-co?Ale jak to?! Przecież on tam był!Justin ja naprawdę widziałam mężczyznę w kominiarce!-wykrzyczałam przerażona patrząc na szatyna ,niedowierzając w jego słowa.Justin prychnął,a na jego twarzy zagościł chytry uśmiech-Skarbie dośc tej szopki,przyznaj,że po prostu żartowałaś-mruknął z widoczną krztą rozbawienia w jego głosie,kręcąc głową.Ja naprawdę go widziałam,to nie był wymysł mojej wyobraźni.Ja naprawdę go widziałam.
-Justin,ale ja...-nie dokończyłam,bo w moich uszach zabrzmiał śmiech szatyna-Daruj sobie kotku-mruknął całując moją głowę oraz wychodząc z pomieszczenia.Dlaczego on mi nie wierzy? Czy straciłam jego zaufanie?Naprawdę nie wiem co się stało.Stałam w osłupieniu,nie mogąc wykonanać jakiegokolwiek kroku.Westchnęłam w duchu i poprostu odchyliłam się do tyłu,opadając na miękkie łoże.Naprawdę nie rozumiem,czy Justin ma jakiś powód,aby już mi nie ufać?


O mój boże!Ile ja się zbierałam,aby to napisać.Cholera jasna wenę straciłam xD Rozdział myślę,że wyszedł jako tako,ale to już pozostawiam do waszej oceny.Rozdział 8 nie wiem kiedy się pojawi.Postaram się jak najszybciej.Buziaczki<3

2 komentarze: